ŚWIADECTWA




Odnalezienie poszukiwanej osoby

Siostra Miłosierdzia Gertruda, jako prawdziwa apostołka, nawiązała kontakt z pasażerami w pociągu, wciągnęła wszystkich w rozmowę, ale zauważyła, że jeden pasażer nie bierze udziału w dyskusji, w wymianie myśli. Siostra Gertruda zwraca się do niego, pyta wprost, mówi: pan jakiś smutny, pan coś chyba przeżywa... A pasażer ten oświadcza jej, że od 30 lat poszukuje swojej matki, która zaginęła w czasie wojny i nie ma szans na jej odnalezienie; poczynił już wszystkie starania, szukał przez Czerwony Krzyż, ale bezskutecznie. Wtedy siostra mówi mu: tak, to trudny przypadek, ale ma środek, Cudowny Medalik. Prosi, żeby przyjął ten medalik i modlił się do matki bożej i przy tej okazji opowiedziała jemu i wszystkim pasażerom o Cudownym Medaliku, o objawieniach na rue du Bac itd. i rozdała wszystkim Cudowne Medaliki. A temu panu poleciła, by na nowo rozpoczął starania i poszukiwania. Po jakimś czasie do furty Domu Sióstr przybył ten pan ze swoją matką i prosi, by wezwano s. Gertrudę. Gdy przyszła rozpoznała w nim współtowarzysza podróży, a on opowiedział, ze usłyszał przez radio głos swojej matki, która, znalazłszy sie po wojnie w Ameryce tą drogą poszukiwała swojego syna. Mozna sobie wyobrazić, ile radości przezyły te osoby na skutek interwencji Matki Bożej od Cudownego Medalika

Nawrócenia

W roku 1946 pracowałam w szpitalu w Gdańsku na sali operacyjnej. Pewnego dnia przywieziono młodą panienkę. Przed operacją pytałam , czy pragnie się wyspowiadać. matka w imieniu córki odpowiedziała przecząco. Operacja odbyła się. Stan chorej bardzo ciężki. O przyjęciu Sakramentów św. nie ma mowy. Z rozmowy z matką dowiedziałam się, że sama przez 15 lat nie była u spowiedzi, a córka od Pierwszej Komunii św. Co zrobić? Modliłam się codziennie o nawrócenie. Dałam chorej 18 maja mój własny łańcuszek z Cudownym medalikiem. Po kilku godzinach chora zmieniła zdanie. Po dłuższej rozmowie prosiła o umożliwienie jej przyjęcia sakramentu chorych. Po przyjęciu tego sakramentu zupełnie się nawróciła i ciągle pytała, dlaczego tak się nią opiekuję. powiedziałam jej, że jej dusza jest bardziej chora niż jej ciało, choć i ono jest bardzo słabe. Później prosiła tylko o modlitwę. Zmarła następnego dnia. Po śmierci córki matka również nawróciła się do Boga i przyjęła Sakramenty św. Te dwa nawrócenia dokonały się za pośrednictwem Cudownego Medalika. W następnym roku, 1947, pracowałam w dalszym ciągu na sali operacyjnej w tym samym szpitalu w Gdańsku. Przechodziłam codziennie przez oddział interny i wstępowałam do kaplicy na modlitwę. Pewnego dnia podszedł do mnie starszy pan liczący 78 lat, i powiedział mi, że jestem bardzo podobna do jego wnuczki. Odtąd odwiedzałam go w sali szpitalnej. Dowiedziałam się, że przez 40 lat nie przyjmował Sakramentów świętych. Byłam pewna, że nawróci się do Boga za pośrednictwem Cudownego medalika, który włożyłam mu pod poduszkę. Codziennie modliłam się o nawrócenie. Chory był niewierzący. Nasze rozmowy dotyczyły tylko spraw doczesnych, gdyż o Bogu nie chciał słuchać. Była misja. Modliłam się bardzo w intencji chorego, gdyż stan jego zdrowia był poważny, a chory ciągle powtarzał, że w krótkim czasie powróci do domu. Gdy odwiedziłam go rano, czuł się coraz gorzej. W czasie obiadu poszłam ponownie zobaczyć chorego. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam takie zdanie: "Co sobie wnuczka życzy, wszystko uczynię". Nigdy zapewne nie pomyślał, że zaproponuję spowiedź św. Trzy razy tak powtarzał "Co wnuczka sobie życzy, wszystko uczynię" Więc odpowiedziałam: "Wnuczka sobie bardzo życzy, żeby Dziadunio przyjął Sakrament chorych" "Cóż, przyrzekłem wszystko uczynić". Przyjął Sakrament chorych po 40 latach. po czterech godzinach, pojednany z Bogiem zmarł.





Wpłynęło 16 stycznia 2003 roku
Ostatnio mam wiele nauki w szkole i zauważyłam, że jeśli szczerze poproszę i pomodlę się do Maryi to ta nauka dużo łatwiej mi przychodzi...
Ż.B.



Wpłynęło 24 maja 2003 roku
Pragnę podziekować Maryi za wstawiennictwo i za wyzwolenie syna Piotra z nałogu narkomanii. Dobrowolnie poddał się leczeniu i w obecnym czasie jest normalnym człowiekiem. Dziekuję Ci Maryjo z całego serca za łaskę uzdrowienia syna ze zgubnego nałogu ,oraz proszę Cię bardzo o wytrwanie syna w postanowieniu .
Eugeniusz



Wpłynęło 18 sierpnia 2003 roku
Chyba jestem uzdrowiona po długiej i przewlekłej chorobie dzięki Niepokalanej
Zosia O.



Wpłynęło 20 października 2003 roku
Witam, zupełnie nie wiem co mam napisać, ale czuję iż chciałabym z kimś się tym podzielić. Mam 25 lat, jestem kobietą, której generalnie nic nie brakuje ( widzenie powierzchowne ), ale brakuje mi miłości tu na ziemi, nie czuje się samotna bo wiem że Matka Niepokalana jest ze mną, czuwa , kiedy jest mi źle zawsze mówię sobie "przecież ona mnie nie skrzywdzi" i strasznie mi to pomaga. Noszę cudowny medalik do października 2002 roku dostałam go od Rycerza Niepokalanej. Przed tym okresem byłam osoba wierzącą, ale nie praktykującą sprawy wiary były mi obce, teraz zupełnie jest inaczej, nawet pisząc to płaczę tylko nie wiem z jakiego powodu, czasami mam wrażenie iż ze szczęścia iż wiem że Bóg i Maryja jest ze mną. Gdy dostałam ten medalik było mi bardzo źle, miałam sporo problemów prywatnych i służbowych, po otrzymaniu tego medalika nie było od razu lepiej nie, sprawy zaczęły układać się inaczej, problemy nadal miałam, ale zaczęłam odkrywać coś co było dla mnie nie zrozumiałe do tej pory "wiara, nadzieja, miłosć" jak często ludzie mówią te słowa nie zastanawiając się nad ich sensem, ja zaczęłam ten sens odkrywać i było mi dobrze, czułam się szczęśliwa pomimo wszystkich problemów. Noszę cały czas medalik Niepokalanej już rok, a w moim życiu sporo się wydarzyło pozytywnych wydarzeń.
Emilia K.


Poniższe świadectwa i podziękowania pochodzą głównie z katolickiego miesięcznika "Rycerz Niepokalanej", a dotyczą łaskawości Najświętszej Maryi Panny okazanej w szczególności przez znak Cudownego Medalika.

N.N.

Dziękuję Panu Bogu i Matce Bożej za łaski doznane w moim życiu, w którym niejednokrotnie byłem narażony na śmierć. Jako żołnierzowi, w 1939 r., w czasie walk na froncie w czasie okupacji, śmierć zaglądała mi w oczy. Wówczas jedynym moim ratunkiem była modlitwa do Matki Bożej, Pani naszej, która nikogo nie opuszcza w potrzebie. Ocalenie od groźby śmierci przypisuję Cudownemu Medalikowi, który ze czcią noszę od dzieciństwa, albowiem kult do Matki niebieskiej zaszczepiła w mym sercu moja matka rodzona.

Wdzięczny Aleksander

Mirosławiec, 6 marca 2005

13 lipca 2004 r. wracaliśmy ze Mszy świętej, gdy zza zakrętu pijany kierowca najechał na nas. Uciekł z miejsca wypadku. Choć samochód był do kasacji, to nam nic się nie stało. Miałam na szyi Cudowny Medalik Niepokalanej, który otrzymałam z Niepokalanowa, gdy szłam na operację. To Ona nas uratowała. Dziękuję!

Teresa Grabowska

Warszawa, 18 lutego 2005

Do Rycerstwa Niepokalanej wstąpiłem 70 lat temu. Pragnę przedstawić pewne wydarzenie, związane z moją przynależnością do MI (Militia Immaculatae). W październiku 1939 r., po wkroczeniu Sowietów na Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej, ja i mój brat zostaliśmy aresztowani przez władze sowieckie i osadzeni w więzieniu w Pińsku. W celi więziennej spotkaliśmy br. Wawrzyńca Podwapińskiego, franciszkanina z Niepokalanowa. Znakiem rozpoznawczym dla nas był różaniec i odznaka MI, którą miałem pod klapą marynarki. Oficer sowieckiego NKWD, który mnie przesłuchiwał, przeglądając moje dokumenty zapytał, jaka to była organizacja Rycerstwo Niepokalanej i czy mieliśmy broń. Odpowiedziałem, że naszą bronią jest modlitwa. Wywołało to uśmiech na jego twarzy. Po kilkakrotnym przesłuchaniu nasza trójka została zwolniona. Zwolniono tylko br. Wawrzyńca i nas dwóch. Pozostali więźniowie zostali przewiezieni do łagrów sowieckich. Od czasu wstąpienia do Rycerstwa Niepokalanej noszę Cudowny Medalik. Otrzymałem wiele łask. Matka Boża dotrzymuje swych obietnic, za co jestem Jej niezmiernie wdzięczny.

Wacław Wasilewski

Łazy, 11 lutego 2005

t29 = 'Pragnę złożyć podziękowanie Matce Najświętszej i Panu Jezusowi za udzielenie mi łaski uzdrowienia. Jestem rycerką Niepokalanej od 3 lat. Dzięki Cudownemu Medalikowi, który otrzymałam z rąk naszego opiekuna ks. Krzysztofa Jeziorowskiego, otrzymałam szczególną łaskę. Matka Najświętsza pomaga mi przetrwać chorobę. Jestem osobą po chemii i radioterapii. Znając wartość cierpienia, ofiaruję go za duszy swej zbawienie, prosząc, abym umiała przejść wszystko bez żadnej rozpaczy. Pewnego dnia jadąc rowerem zostałam uderzona przez samochód. Upadłam na asfalt. Bardzo cierpiąca chwyciłam za Cudowny Medalik, prosząc Matkę Najświętszą o szybką fachową pomoc lekarską. Miałam złamaną rękę i bardzo potłuczoną nogę. Całe ciało było obolałe, a jednak wciąż czułam, że wyzdrowieję. Po hospitalizacji ręka zrosła się, odzyskuje sprawność, i noga została uratowana. Matko Najświętsza, z całego serca dziękuję za wysłuchanie prośby i łaskę zdrowia

Teresa

Gdańsk, 25 stycznia 2005

Dziękuję za uwolnienie córki od narkotyków. Obecnie ma ona 24 lat, jest uśmiechnięta, dostała pracę, powróciła na nowo do Boga i za to dziękuję Najdroższej Panience. Jestem rycerką Twoją, o Pani, od 3 lat. Dzieci noszą Twój medalik na piersiach i wiem, że są pod Twoją szczęśliwą opieką.

Twoja rycerka Mariola K.

Czeski Cieszyn, 16 stycznia 2005

Pragnę całym sercem podziękować Matce Najświętszej, dzięki której osoba, przebywająca w stanie ciężkim w szpitalu, przed samą śmiercią przyjęła sakrament pokuty oraz sakrament namaszczenia chorych. Człowiek ten uważał się za niewierzącego. Żył tak, jak by Boga nie było. Wyszydzał wierzących, a nawet zabraniał najbliższym praktyk religijnych. Tydzień przed śmiercią zgodził się przyjąć Medalik Niepokalanej. Według relacji żony, przyjął go z radością. Dzień przed śmiercią przyjął księdza, a jego stan na tyle się poprawił, że był zdolny do spokojnej rozmowy i spowiedzi świętej. Zmarł następnego dnia, pojednany z Bogiem.

Krystyna

Orzężyn, 5 stycznia 2005

t1 = 'W dniach 2-12 lipca 2004 r. szedłem z XXI Pieszą Pielgrzymką Rolników diecezji zielonogórsko-gorzowskiej z Klenicy na Jasną Górę. Kierownikiem pielgrzymki od wielu lat jest wspaniały kapłan ks. Tadeusz Dobrucki z Żar. Kilkaset osób wspólnie podążało, by pokłonić się Matce Bożej Jasnogórskiej, przemierzając piękne tereny zachodniej Polski. Niepokalana cały czas nam towarzyszyła w modlitwie, w konferencjach. Pomagała przetrwać wszelkie niewygody, trudności i próby, również tę największą. Otóż przed Oleśnicą jeden z pielgrzymów bardzo źle się poczuł. Miał mdłości, wymioty, był bardzo osłabiony. W ciągu kilku kolejnych godzin zachorowały następne osoby, z czego niektórzy musieli być poddani leczeniu w szpitalu. Wszyscy mieli objawy zatrucia pokarmowego. Kolejne dwa dni przyniosły nowe zachorowania tak, że ks. Dobrucki rozważał możliwość rozwiązania Pielgrzymki. Po Mszy świętej w Oleśnie, ks. Dobrucki poprosił Maryję o pomoc, po czym księża rozdali pielgrzymom Cudowne Medaliki Maryi Niepokalanej. Od tego momentu nie było już następnych zachorowań, choroba ustąpiła. Ogólnie w szpitalach w Oleśnicy i Namysłowie znalazły się 34 osoby. Chorych było jednak więcej. Niepokalana szczęśliwie wszystkich przywiodła do zdrowia i przed Częstochową ponownie spotkaliśmy się na pielgrzymim szlaku. Po Mszy świętej u Pani Jasnogórskiej ks. Dobrucki przyznał, że to Niepokalana ochroniła nas, ustrzegła, przywiodła na Jasną Górę. Był to bardzo wzruszający moment. Do dziś nie wiadomo, jaka choroba dosięgła naszą pielgrzymkę. Nie był to udar słoneczny, nie była to salmonella. Jestem jednak pewien, że to Niepokalana uratowała naszą wspólnotę pielgrzymkową. Niepokalana pragnęła, by do Niej się zwrócić, objawiła nam, że kto Jej zawierzy, do Niej się zwróci, kto przyjmie Cudowny Medalik, dojdzie bezpiecznie na Jasną Górę.

Krzysztof Flis

Bukowska Wola, 12 grudnia 2001

Najważniejszy nasz problem i ból serca to kryzys w rodzinie najmłodszej córki. Trwał ponad trzy lata, prawie od ślubu. Bardzo gorąco prosiłam Boga, by to małżeństwo trwało, by nie splamili sakramentu małżeństwa i wszystko się unormowało, a ja nie wiedziałam, co mam począć z radością, która dosłownie rozpierała mi pierś. Ofiarowałam ją za konających, by po śmierci dostąpili jak największej radości. Lecz chyba byłam za bardzo pyszna w tym, że umiałam uprosić taką łaskę i nie trwało to długo jak znów rozłam, z tym, że na świat przyszła śliczna wnusia. Ból mojego serca jeszcze większy. Mąż też przeżywał bardzo, jak również cała najbliższa rodzina. Zaczęłam prosić Pana Boga od nowa przez Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny. Córka mężowi zaszyła w portfelu Cudowny Medalik (bo nosić nie chciał), o czym nie wie do tej pory. Prosiłam o modlitwę wszystkich tych, którym mogłam zaufać, a wiem na pewno, że w tej intencji modliły się koleżanki ze szpitala, z którymi dzieliłam łóżko. Było to w październiku po moim wyjściu do domu. Po Wszystkich Świętych zięć przyszedł przeprosić nas i błagał, by dać mu jeszcze ostatnią szansę, że zmieni swoje postępowanie (pracuje w policji). Chwała za to Panu Bogu i Najświętszej Matce.

Rycerka MI

N.N., 25 lutego 2002

Tym podziękowaniem spełniam obietnicę daną Niepokalanej i św. Maksymilianowi. Około 20 lutego minęło 6 lat od cudownego uzdrowienia bardzo ciężko chorego 6-tygodniowego synka mojego bratanka. Lekarze nie dawali większej nadziei na wyzdrowienie dziecka. Nad łóżeczkiem został zawieszony Cudowny Medalik. Niepokalana i św. Maksymilian wysłuchali naszych próśb i modlitw. Nie ma żadnych śladów przebytej choroby. Dziękuję także za długo oczekiwane potomstwo mojej córki, za moją kilkakrotną pieszą pielgrzymkę z Zamościa na Jasną Górę. Za 30 lat mojego małżeństwa i całą moją rodzinę. Za wszelkie dobro i łaski otrzymane za Twoim Matuchno wstawiennictwem Bogu Najwyższemu niech będą dzięki.

N.N.

Piaseczno, 24 listopada 2001

Z serca dziękuję Panu Bogu, Maryi Niepokalanej, św. Tadeuszowi, św. Franciszkowi, św. Maksymilianowi za uzdrowienie mnie. Od trzech i pół roku cierpiałam na lęki, do których dołączyła się depresja. Mam 67 lat. Gdy miałam 13 lat moja mama powierzyła mnie opiece Niepokalanej. Życie płynęło, a ja często o tym zapominałam. Dopiero, gdy przyszły ciężkie dni, znów założyłam Cudowny Medalik i gorąco się modliłam do Niepokalanej o wstawiennictwo. W intencji mojego zdrowia modliły się moja córka i moje koleżanki, które w tych ciężkich chwilach wspierały mnie psychicznie i pomagały fizycznie, gdy zaistniała potrzeba. Prośby nasze zostały wysłuchane, ustąpiły lęki i depresja, choć nadal jeszcze biorę leki.

St. Butkowska

Bydgoszcz, 16 listopada 2001

Jestem dziadkiem 18-letniej wnuczki, która za wstawiennictwem i przyczyną Cudownego Medalika została ocalona od niechybnej śmierci. Agnieszka od 9 roku życia mieszka wraz ze swoją matką w Niemczech. Była wychowana po katolicku. Niestety, po przeprowadzce, w miarę upływu czasu, przestała się modlić i chodzić do kościoła. Jak większość niemieckiej młodzieży stała się powoli ateistką. Na któreś jej urodziny przywiozłem z Polski i podarowałem jej Cudowny Medalik z prośbą, ażeby go nosiła. Ale powiesiła go w swoim pokoju na ścianie. Dobre i to - pomyślałem. Mijały lata. Kiedy ukończyła 18 lat, otrzymała swój samochód. Pewnego dnia postanowiła zrobić babci niespodziankę i przyjechać do Bydgoszczy. Już na terenie Polski doszło do straszliwego wypadku samochodowego. Zderzenie czołowe z większym samochodem. Agnieszka 3 dni leżała w szpitalu nieprzytomna. Kiedy odzyskała przytomność, lekarze nie stwierdzili u niej żadnych obrażeń. Z jej samochodu została kupa złomu, która do niczego się nie nadawała. Przed wyjazdem Agnieszka zdjęła ze ściany dawno zapomniany już Cudowny Medalik i założyła go na szyję. Cała nasza rodzina jest pewna, że za wstawiennictwem Matki Bożej Agnieszka została cudownie uratowana od śmierci czy kalectwa.

Benedykt Frost

Zamość, 18 grudnia 2001

Dziękuję Ci Matko za cud narodzin naszej córeczki. Wiem, że dzięki Cudownemu Medalikowi, który nosiłam przez cały okres ciąży i noszę teraz na swoim sercu, zostałam wysłuchana.

Czcicielka M.



Wrocław, 2 lipca 1988

Dnia 5 grudnia 1987r. Moja koleżanka z pracy Ewa R. Wracała wraz z mężem Wojciechem do domu. Szli drogą wylotową z Oleśnicy a było już ciemno. Nagle zostali potrąceni przez samochód. Kierowca uciekł. Po chwili najechał na leżących na jezdni drugi kierowca - prawdopodobnie nie zdążył wyhamować - i strasznie poturbował Wojciecha. W drodze do szpitala umarł. Ewa była nieprzytomna i miała liczne potłuczenia. W domu czekały dzieci w wieku 4 i 6 lat oraz jednoroczne niemowlę, wraz z babcią. W szpitalu zaczęła się walka o życie Ewy. Stwierdzono u niej uszkodzenie rdzenia mózgu. Lekarze mówili, że jeżeli przeżyje, to wyjdzie z nabytym upośledzeniem. Szanse na wyzdrowienie były bardzo nikłe. Kiedy dowiedziałem się o całym zajściu, codziennie wraz z rodzicami i przyjaciółmi modliliśmy się o łaskę uzdrowienia. W piętnastym dniu nieprzytomności Ewy odwiedziłem ją razem ze znajomą. Prosiłem pielęgniarkę, by zwilżyła usta chorej święconą wodą i nałożyła jej Cudowny Medalik. Codziennie modliłem się do Niepokalanej, by wstawiła się u Trójcy Świętej za ta chorą matka trojga dzieci. 24 grudnia nad ranem Ewa odzyskała przytomność. Pokazywała coś rękami i próbowała mówić, ale nikt jej nie mógł zrozumieć. Rozpaliły się jednak iskry nadziei. Modliliśmy się jeszcze długo, prosząc też o wstawiennictwo św. Maksymiliana i Siostrę Faustynę Kowalską. Chyba całe niebo słyszało nasze wołanie S.O.S. I oto Ewa żyje, jest zdrowa i normalna (pozostała jej tylko w małym stopniu niedowład jednej stopy). Dzięki Ci, Maryjo, za Twe orędownictwo u Trójcy Przenajświętszej i Tobie, św. Maksymilianie, oraz Wam, wszyscy Święci, za wysłuchane modlitwy o łaskę uzdrowienia Ewy.

Piotr Michalski Z rodzicami i przyjaciółmi



Czerniejów, 25 września 1995

Pragnę z całego serca podziękować Opatrzności Bożej i matce Niepokalanej za ocalenie nas od pożaru. W dniu 5 VIII br. Bezmyślni sąsiedzi podpalili słomę po kombajnie między budynkami. Ogień zauważyły moje małe wnusie . Mieliśmy jeść obiad, kiedy wpadły z krzykiem że pali się. Wybiegliśmy z domu przerażeni. Słup ognia strzelał w górę wprost na nasze budynki. Mąż, synowa i zięć przeskoczyli przez płot, biorąc ze sobą wąż, którym podlewamy ogródek, a ja pobiegłam z wiadrami po wodę. Do pomocy przybiegli ludzie z sąsiedztwa. W cichości serca prosiłam Matuchnę z Cudownego Medalika, z którym od kilku lat się nie rozstaję, o ratunek. Sąsiadka, której pożar groził, wyszła z obrazem, płakała. Wtedy stało się coś szczególnego. Wiatr odwrócił się w przeciwną stronę. Dosłownie cztery metry od drewnianego ogrodzenia ugasiliśmy pożar. Kiedy przyjechała straż miejscowa, a później powiatowa, ogień był już opanowany. Zaraz w niedzielę w Przemienienie Pańskie zamówiłyśmy z sąsiadką Mszę św. Dziękczynną. Przyrzekłam, że podziękuję też Niepokalanej w "Rycerzu", co niniejszym czynię.

Czcicielka Maryi



Bydgoszcz, 15 października 1996

Chciałabym, aby wszyscy się dowiedzieli o mojej wielkiej wdzięczności za łaski odebrane za pośrednictwem Maryi. Będąc na studiach otrzymałam od cioci - zakonnicy Cudowny Medalik, który w kilka lat później uratował mi życie, gdy zły człowiek dźgnął mnie nożem w windzie, a nóż przesunął się po kręgosłupie i takim cudem ocalałam, a później wyzdrowiałam. W kilkanaście lat później byłam chora, o czym nie wiedziałam. Opatrzność sprawiła, że udałam się do internisty, a ten skierował mnie do odpowiedniego lekarza, który zaczął leczyć nie tylko całe schorzenie, ale i cały system krwionośny. Znów jestem zdrowa. Wiele lat paliłam papierosy. Broniłam się przed nałogiem ale niewiele mi to pomogło. Dobrzy ludzie wspierali mnie jak tylko mogli. Ale i to na niewiele się zdało, gdyż miałam w tym przypadku słabą wolę. Poprosiłam na spowiedzi księdza o Mszę św. W intencji wyrwania mnie z nałogu nikotynizmu. Ksiądz zaproponował również Nowennę do Matki Bożej. Zgodziłam się. 24 lipca została odprawiona Msza św. U OO. Kapucynów w Bydgoszczy. Od tego dnia nie palę. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. Bóg jest i wszystko może. W Nim i tylko w Nim jest wyzwolenie. Oręduje za nami u Boga Matka Najświętsza.

Janina G.